Seria: Commitment
Tom: 1-3/6
Wydawnictwo: samodzielnie wydane
Gatunek: współczesny romans gejowski
Długość: -
Gatunek: współczesny romans gejowski
Długość: -
Liczba stron: 612
Czytane po: angielsku
Format egzemplarza recenzenckiego: epub
Ocena:✮✮✮✮✰✰
Prosty, ale utalentowany mechanik, Kyle Beaumont, rozpoczyna wymarzoną pracę w zespole wyścigowym. To właśnie dzięki niej mężczyzna poznaje jednego z najlepszych kierowców rajdowych, Elliotta Judda, którego od dawna szczerze podziwiał. Kyle bardzo szybko przekonuje się jednak o prawdziwości plotek na temat życia erotycznego tego niesamowicie atrakcyjnego i charyzmatycznego rajdowca. Elliott zaczyna się bowiem interesować nowym, seksownym i podobno heteroseksualnym nabytkiem swojego zespołu rajdowego. Rzecz w tym, że Elliott nie planował angażować się w jakikolwiek związek, a tymczasem Kyle z dnia na dzień staje się dla niego kimś więcej, niż tylko obiektem seksualnych fantazji.
„Buckle Up”, „G-Force” oraz „Jump Start” to trzy pierwsze tomy serii „Commitment”, które znalazły się w pierwszej kolekcji będącej tematem tej recenzji. Jako że Karen Botha zabiera nas na dłuższą przejażdżkę w towarzystwie swoich głównych bohaterów, wydaje mi się, że to właśnie im należałoby poświęcić uwagę na samym początku. Nie ulega wątpliwości, że nasze pierwsze spotkanie z Elliottem Juddem do szczególnie udanych nie należy. Widzimy go bowiem „w akcji” z jakąś przypadkową panienką, a jego późniejsze zachowanie wcale nie poprawia złego pierwszego wrażenia jakie na nas wywarł. Rozumiem, że autorka chciała w ten sposób dobitniej podkreślić to, że nie bez powodu Elliottowi przyczepiono etykietkę playboya, jednak mam wrażenie, że poszło jej aż za dobrze. Elliott nie wzbudza bowiem naszej sympatii i czytelnik potrzebuje naprawdę sporo czasu, aby się do niego przekonać i dostrzec to, jaki jest naprawdę. Wprawdzie w końcu dajemy mu szansę i zaczynamy go lubić, szanować, a nawet podziwiać, jednak wydaje mi się, że przez długi czas nie jesteśmy w stanie całkowicie mu zaufać. To ogromna szkoda, ponieważ niewątpliwie jest on postacią bardzo wartościową. Mogę jednak zapewnić, że kiedy już się na niego otworzymy, naprawdę zaczynamy go rozumieć i jesteśmy w stanie wybaczyć mu wszystkie jego niedoskonałości. Co się zaś tyczy Kyle’a Beaumonta, wydaje mi się, że oczekiwaliśmy po nim trochę więcej już od samego początku serii. Facet, który jest w stanie usidlić sławnego playboya powinien mieć w sobie ikrę, a tej Kyle’owi raczej brakuje. Jego kreacja to pasmo wzlotów i upadków, jako że czasami zostaje ukazany jako osoba silna i zdecydowana, która stoi mocno na nogach, zaś innym razem jest po prostu mięczakiem. Dowód na to widzimy już na samym początku serii, kiedy to z jednej strony raczej bez większego przekonania broni swojej heteroseksualności, zaś z drugiej potrafi walczyć o osobę, na której mu zależy. Mając wszystko to na uwadze muszę przyznać, że bohaterowie nie oczarowali mnie, ale z przyjemnością patrzyłam na to, jak się rozwijają i krok po kroku dorastają do swoich wzajemnych oczekiwań.
Jeśli istniałoby coś takiego jak „siedem grzechów głównych” gejowskiego romansu to ukazanie stosunku płciowego damsko-męskiego w pierwszej scenie powieści na pewno znalazłoby się na pierwszym miejscu. W końcu z jakiegoś powodu, nieważne jakiego, gdyż każdy czytelnik ma swój, sięgamy po romanse homoseksualne, zamiast zabrać się za czytanie tych heteroseksualnych, prawda? Niestety Karen Botha pozwoliła sobie na taki, a nie inny początek swojej serii, co raczej nie nastraja czytelnika pozytywnie. Bądźmy jednak szczerzy, każdy z nas inaczej ustosunkuje się do takiej sceny. W moim przypadku zaczęło się od dezorientacji i wewnętrznego błagania, abym nie musiała przechodzić więcej przez coś podobnego. Zapewniam jednak, że jeśli przebolejecie ten nieszczęsny początek, później jest już łatwiej.
No ale dobrze, przymknijmy na to oko i przejdźmy dalej, do zdecydowanie bardziej pasujących do gatunku scen erotycznych, jako że to właśnie one są naprawdę dużą zaletą „Buckle Up, G-Force and Jump Start Collection”. Karen Botha bez wątpienia wie w jaki sposób budować seksualne napięcie między bohaterami oraz jak dawkować i zaprezentować swoim czytelnikom rozmaite sceny erotyczne. Autorka niemal dosłownie rozpala nimi nasze zmysły, jako że są naprawdę bardzo gorące, nawet bez „zaliczenia ostatniej bazy”. Od samego początku czytamy je z gorącymi wypiekami na twarzy i uśmiechami, których lepiej nie pokazywać publicznie. Podczas seksu bohaterowie dają bowiem z siebie wszystko i nie ma tu mowy o jakiejś fałszywej wstydliwości. To sprawia, że czasami mamy wrażenie, że wychodzimy poza ramy romansu i czynimy krok w stronę czystej erotyki. Dzięki temu naprawdę nie sposób oprzeć się tej kolekcji, jak i całej serii.
Co się zaś tyczy fabuły, seria zaczyna się raczej mało ambitnie i dosyć lekko. Ot, jak takie czytadło dla zabicia czasu. Wielka miłość w przeciągu chwili, gdy jeden chce, drugi mówi nie, gdy drugi chce, ten pierwszy zmienia zdanie. W miarę jak posuwamy się jednak do przodu, zaczyna robić się poważniej, a miejscami nawet bardzo poważnie. Bohaterowie muszą bowiem radzić sobie z coraz to trudniejszymi do rozwiązania problemami, jak chociażby bezustanna walka o związek, przebaczenie bliskim, ponowne zmierzenie się z życiem, które myśleli, że zostawili już za sobą, czy też akceptacja różnic statusu społecznego. Niemożliwe do uniknięcia dramaty codziennego życia Elliota i Kyle’a mieszają się przez cały czas z wielkimi radościami i zabawnymi sytuacjami. Nasza przygoda z serią „Commitment” zaczyna się więc niepozornie, ale później jest coraz lepiej. Tym samym przedstawiona przez Karen Bothę historia chociaż nie zwala z nóg, to jednak coraz bardziej nam się podoba.
Jeśli zaś chodzi o akcję to trzeba przyznać, że ma ona całkiem dobre tempo, jako że w każdej części wchodzącej w skład tej kolekcji dzieje się naprawdę dużo, czy to w kontekście uczuć, czy wydarzeń. A jednak muszę przyznać, że zupełnie się tego nie odczuwa, ponieważ autorka nie rozpisuje się jakoś przesadnie na temat każdego z przedstawionych problemów. Skupia się raczej na dodaniu do siebie większych i mniejszych epizodów, które razem tworzą każdy z tomów. Tym samym lektura tych trzech pierwszych części serii nie wymęcza nas psychicznie ciągłym napięciem. Pozwolę sobie jednak zaznaczyć, że jednocześnie „Buckle Up, G-Force and Jump Start Collection” nie wciąga nas w swój świat na tyle, abyśmy nie mogli przerwać czytania i musieli jak najszybciej poznać dalsze losy bohaterów. Powiedziałabym, że pod tym względem podchodzimy do niej raczej neutralnie. Mimo wszystko, kiedy już zaczniemy tę serię lubić to naprawdę znajdujemy w niej coraz więcej plusów.
Podsumowując, nie łatwo jest mi jednoznacznie ocenić „Buckle Up, G-Force and Jump Start Collection”, jako że te trzy pierwsze tomy „Commitment” mają swoje wzloty i upadki. Z jednej strony nie od razu przyzwyczajamy się do bohaterów, jednak z czasem stają się nam bliżsi. Ich historia nie podbija naszych serc, ale jednak krok po kroku rozbudza nasze zainteresowanie i sprawia, że jesteśmy ciekawi, co jeszcze może się wydarzyć. Myślę więc, że warto dać szansę tej serii, ponieważ z tomu na tom robi się coraz lepsza i ostatecznie na pewno jeszcze nie raz nas zaskoczy.
Headcanon: Kyle oraz Elliott gotują na zmianę i zawsze biorą pod uwagę dietę i/lub upodobania swojego kochanka.
Fanfiction idea: Kyle i Elliott wyjeżdżają na weekend do wynajętego domku na „bezludnej” wyspie. Ponieważ są na niej sami, nie muszą nosić żadnych ubrań, co oczywiście wykorzystują.
AU idea: Średniowiecze!AU, Elliott jest rycerzem, który bierze udział w w turnieju, zaś Kyle jest stajennym na dworze, na którym odbywa się wspomniany turniej.
______________________________________
No comments:
Post a Comment