Seria: The Gabriel Church Tales
Tom: 3/3
Wydawnictwo: NineStar Press
Gatunek: romans m/m, thriller
Długość: -
Gatunek: romans m/m, thriller
Długość: -
Liczba stron: 234
Czytane po: angielsku
Format egzemplarza recenzenckiego: epub
Ocena:✮✮✮✮✮✮
Pragnąc uchronić Chrisa przed niebezpieczeństwem popełnionych przez siebie w ostatnim czasie morderstw, Gabe ponownie opuszcza Seattle oraz swojego kochanka. Niestety los ma najwyraźniej w nosie górnolotne pragnienia Gabriela Churcha, ponieważ osobą Chrisa zaczyna interesować się Agent Specjalny Richard Jenkins badający sprawę niedawnego morderstwa detektywa Keena i jego żony. Kierując się w dużej mierze przeczuciami, dociekliwy Agent zaczyna zadawać niewygodne pytania, przez co znajduje się bliżej odkrycia prawdy, niż morderca i jego kochanek by sobie tego życzyli. Tymczasem nieświadomy tego, co dzieje się w Seattle Gabriel zatrzymuje się na kilka dni w Sonorze, gdzie na jego drodze staje nie przyznający się otwarcie do swojej orientacji seksualnej, atrakcyjny policjant, Bleu Corso. Młody glina jest na tyle zainteresowany Gabrielem, że zaczyna węszyć, a to na pewno nie może dobrze się skończyć.
Na to jak istotna w kontekście serii „The Gabriel Church Tales” jest psychika głównego bohatera, już na samym początku zwrócił uwagę każdy, kto z tą serią miał do czynienia. Muszę jednak przyznać, że do tej pory ja osobiście nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dalece tworząc postać Gabriela Churcha Rodd Clark wszedł w temat psychologii ogólnej. Oświecenie przyszło na moich pierwszych zajęciach z tego właśnie przedmiotu, kiedy to na wykładzie kilkukrotnie pomyślałam: „Boże, przecież to pasuje do Gabriela Churcha!”. O co dokładnie chodzi? Na początek rzućmy okiem na Zygmunta Freuda i jego stwierdzenie „dziecko jest ojcem człowieka dorosłego” (wcześniej użyte przez angielskiego poetę Wordswortha), które oznacza, że przeżycia wczesnego dzieciństwa wpływają na to, kim człowiek staje się w okresie dorosłości. Sami powiedzcie, czy nie właśnie wokół tego tematu krążył Chris, kiedy chciał napisać biografię seryjnego mordercy? Zdecydowanie tak. Dalej przechodzimy do psychologii egzystencjalnej, która odnosi się do ludzkiej potrzeby odnalezienia sensu życia. I tu pojawia się kolejne pytanie, na które odpowiedź jest twierdząca i oczywista. Bo czy nie właśnie sens swojego życia i swoich działań Gabriel Church pragnął potwierdzić od początku serii, a w szczególności w tomie drugim? I w końcu, psychologia humanistyczna, która w każdym człowieku, nawet tym najgorszym, dostrzega dobro. Zastanówcie się, czyż nie właśnie ono sprawiło, że chociaż główny bohater serii jest seryjnym mordercą to jednak go uwielbiamy? Zdradzę, że w „Ash and Cinders” właśnie ta część natury Gabe’a najbardziej się uwidacznia. Jak więc widzimy, tworząc Gabriela Churcha tom po tomie, Rodd Clark przechodził przez różne gałęzie psychologii i muszę przyznać, że robił to wręcz perfekcyjnie. W końcu od samego początku, nawet jako zwykli czytelnicy, momentalnie zauważamy psychologiczną głębię jego powieści. Muszę jednak przyznać, że teraz, posiadając tę odrobinę szerszą wiedzę na temat psychologii ogólnej, jestem pod jeszcze większym wrażeniem tego, co stworzył autor. Podejrzewam, że im bardziej zagłębialibyśmy się w temat tej nauki, tym więcej odniesień do postaci Gabriela moglibyśmy znaleźć, a to bezsprzecznie świadczy o tym, że mamy do czynienia z serią naprawdę perfekcyjną.
Podobnie jak miało to miejsce w poprzednich tomach, także w „Ash and Cinders” szczególne miejsce zajmuje temat niewinności. Jakkolwiek dziwnie może to brzmieć, kiedy mamy do czynienia z dorosłymi protagonistami, którzy nierzadko mają coś na sumieniu, to jednak nie sposób ukryć, że wielu z nich cechuje niesamowita niewinność. Najwyraźniej widać ją chyba w przypadku zakochanego do szaleństwa Christiana, który w każdej trudnej dla siebie chwili chwyta się myśli o Gabrielu, niczym dziecko szukające wsparcia rodzica łapie jego rękę. Także jego miłosne oddanie, niezachwiana wiara w kochanka oraz silne pragnienia wspólnej przyszłości bez morderstw podkreślają to, jak bardzo potrafi być niewinny. Podobnie ma się sprawa z Bleu Corso, którego autor wprowadza do historii w tym tomie. W jego przypadku mamy jednak wrażenie, że niewinność graniczy z naiwnością, jako że mężczyzna wielokrotnie sam wchodzi w paszczę lwa. Niczym dziecku wystarczy pomachać mu przed nosem smakołykiem, a pójdzie za obcym człowiekiem nie podejrzewając nawet, że ten może mieć złe intencje. Jego przypadek potwierdza to, co kiedyś zauważył Church, a mianowicie, że ludzie wydają się wychodzić z założenia, że to co piękne nie może być złe. A przecież sam Szatan był kiedyś Aniołem. I w końcu Gabriel Church, człowiek, który przeżył wiele złego i wiele złego uczynił, zagubiony w świecie swojej własnej ideologii. I tu nie ma nawet po co się rozpisywać, jako że jego niewinnością jest po prostu Chris, który to wydobywa z mordercy wszystko to, czego do tej pory nie doświadczył, rozbudza jego chęć i radość życia oraz sprawia, że mężczyzna zaczyna myśleć o bądź co bądź niewinnej przyszłości u boku kochanka. Rodd Clark zdołał więc naprawdę dobrze i emocjonalnie ukazać różne rodzaje niewinności, którą potrafią cechować się nawet dorośli ludzie. Tym samym sprawił, że w centrum „Ash and Cinders” tak naprawdę nie znajduje się seryjny morderca, ale po prostu zmieniający się człowiek.
Co się zaś tyczy akcji tej części, możemy zauważyć, że w dużej mierze jej tempo wyraźnie zwalnia, w porównaniu z poprzednimi tomami. W żadnym razie nie możemy jednak powiedzieć, że wolniejsze tempo czyni tę powieść nudną. Należy bowiem zauważyć, że przedstawiona w „Ash and Cinders” historia od pierwszej do ostatniej strony jest niezwykle interesująca i emocjonalna, zaś pod koniec akcja przyspiesza wręcz niesamowicie i naprawdę trzyma w napięciu. Co za tym idzie, mam wrażenie, że w tym tomie autor połączył ze sobą styl, w jakim napisał pierwszą i drugą część swojej serii. Z jednej strony skupiamy się na w miarę spokojnej egzystencji Gabriela, jego codziennym życiu oraz relacji z Christianem, z drugiej zaś jesteśmy świadkami tego, jak niespodziewanie policja zaczyna mu niemal deptać po piętach, co wyraźnie podnosi poziom adrenaliny w naszej krwi. Biorąc pod uwagę to, że tak naprawdę w tej historii może wydarzyć się dosłownie wszystko, przywieramy do tej książki z taką siłą, że nie sposób nas od niej oderwać, ponieważ chcemy wiedzieć możliwie jak najszybciej, co wydarzy się dalej i jaki koniec serii przygotował dla nas autor.
Na zakończenie pozwolę aby w końcu przemówiła przeze mnie zwyczajna dziewczyna, jako że w „Ash and Cinders” słodko-gorzki romantyzm powieści sięga zenitu! Ta część jest doprawdy przepełniona tematem miłości i wszystkim tym, co ona ze sobą niesie. Wielkimi nadziejami i bolesnymi zawodami, tęsknotą za ukochaną osobą i euforią spotkania, seksualnymi potrzebami ściśle związanymi z głębokimi uczuciami, poświęceniem, odwagą stanięcia twarzą w twarz z niepewną, nieodgadnioną przyszłością. Autor łapie nas za serca telefonicznymi rozmowami Chrisa i Gabriela, ich dopełniającymi się myślami oraz wszystkimi tymi momentami, kiedy to jest po prostu pewne, że tych dwoje jest w sobie szalenie zakochanych. A znajdziemy tu także momenty, które wycisną z naszych oczu łzy i sprawią, że zwyczajnie płaczemy jak dzieci. To jednak nie wszystko, ponieważ pojawia się tu także temat zauroczenia, nieodpartego przyciągania, ryzyka, dramatu i niemal miłosnego trójkąta. Krótko mówiąc, jest to romans pełną parą, który bije na głowę wszystkie inne romanse. Czysta perfekcja.
Podsumowując, „Ash and Cinders” jest wspaniałym i emocjonalnym zakończeniem serii „The Gabriel Church Tales”. To powieść która nie tylko wciąga czytelnika bez reszty, ale także pieści zmysły. Naprawdę dobrze napisana, niezwykle interesująca i zwyczajnie piękna książka. Po nią po prostu trzeba sięgnąć!
Headcanon: Na każde Święto Dziękczynienia Chris dba o to, żeby on i Gabriel mogli spędzić go wyjątkowo. W motelu, jedząc do syta same puszności
Fanfiction idea: Gabe i Chris spędzają tydzień w górach, dokładnie w miejscu, w które kiedyś pragnął zabrać kochanka Gabriel, i spędzają czas niczym podczas miesiąca miodowego.
AU idea: Omegaverse!AU, gdzie Chris jest omegą, zaś Gabe alfą i jego przeznaczonym przez los partnerem.
______________________________________
No comments:
Post a Comment