Wednesday, September 19, 2018

[14-PL] Recenzja: The Thousand Smiles of Nicholas Goring - Julie Bozza

Julie Bozza
Seria: The Butterfly Hunter Trilogy
Tom: 3/3
Wydawnictwo: LIBRAtiger
Gatunek: romans m/m
Długość: 56 950 słów
Liczba stron: 173

Czytane po: angielsku
Format egzemplarza recenzenckiego: epub
Ocena:✮✮✮✮


David i Nicholas już od wielu lat są szczęśliwym, kochającym się małżeństwem. Ich wspólne życie z pewnością można byłoby uznać za idealne, gdyby nie fakt, że na horyzoncie pojawiają się problemy, które zakłócają ich dotychczasowy spokój. Okazuje się bowiem, że ich ukryta wśród australijskiego buszu spokojna przystań znajduje się w centrum zainteresowania spółki górniczej. Rozpoczęcie wydobycia rudy żelaza wiązałoby się z wieloma finansowymi korzyściami dla okolicznych mieszkańców, ale równocześnie może poważnie zagrozić florze i faunie wodopoju, który tak wiele znaczy dla Davida i Nicholasa. Jakby tego było mało, zmartwień mężczyznom dokłada także Robin, spędzający u nich wakacje bratanek Nicholasa. Chłopak właśnie ten niezbyt właściwy moment wybiera sobie na zwierzenia, a to, co ma do powiedzenia swojemu ukochanemu stryjowi nie mieści się Nicholasowi w głowie.


Znajdujemy się właśnie na samym końcu naszej przygody z trylogią „Butterfly Hunter”, albowiem „The Thousand Smiles of Nicholas Goring” zamyka tę wyjątkową serię. Nie czas jednak na sentymenty, jako że tę recenzję chciałabym zacząć od konkretów. A to dlatego, że pierwszym, co tak naprawdę od razu zwróciło moją uwagę w czasie lektury tej powieści był pojawiający się w niej  bardzo bliski mojemu sercu temat, który w jednej chwili znalazł się w centrum mojej uwagi. Chodzi naturalnie o aseksualizm. Muszę przyznać, że do tej pory patrzyłam na niego tylko z jednej, znanej mi najlepiej, perspektywy, czego nie byłam nawet do końca świadoma. Albowiem wydawało mi się, że skoro niektórzy ludzie mają tak wielki problem z zaakceptowaniem innych orientacji seksualnych ze względu na płeć osoby, której ktoś pożąda, to jeśli nie czuje się pociągu fizycznego względem nikogo, żadnego problemu być nie powinno. Dopiero Julie Bozza uświadomiła mi, że nie jest tak różowo. Są bowiem osoby, które nie pojmują rozdźwięku między miłością fizyczną, a romantyczną, jako że w większości przypadków idą one ze sobą w parze. Co więcej, niektórzy nie wyobrażają sobie braku pociągu fizycznego, tak jak osoba aseksualna, a przynajmniej część z nich, nie potrafi wyobrazić sobie sytuacji, w której wspomniany pociąg fizyczny odczuwa. Wyobraźcie sobie sytuację, w której okazuje się, że któryś z Waszych znajomych nie czuje jakiegoś smaku, dajmy na to słonego. Jak wyjaśnicie mu, jak to jest odczuwać ten smak skoro on go nie zna? Z drugiej strony postawcie się na miejscu tego znajomego i postarajcie się opisać, jak to jest nigdy nie czuć słonego smaku. Trudna sprawa, prawda? Dlatego cieszę się, że Julie Bozza zdecydowała się na poruszenie tego problemu w swojej powieści.

Przejdźmy jednak do stosunkowo łatwiejszego tematu, jakim jest odwieczna wojna pomiędzy troską o dziką przyrodę a rządzą pieniądza. Uważam, że temat ten idealnie pasuje do trylogii „Butterfly Hunter”, jako że świat wydaje się skonstruowany w taki sposób, że prędzej czy później „czynnik ludzki” musi pojawić się tam, gdzie w grę wchodzi piękno natury. Przyznaję, że mając to na uwadze, od samego początku zastanawiałam się, kiedy ludzie upomną się o odnaleziony przez Davida wodopój. Autorka poszła jednak o krok dalej niż sądziłam i wprowadziła do swojej historii ludzki „głód” i „nienasycenie”. Dokładniej mówiąc, chodzi o to, że człowiek bezustannie potrzebuje więcej przestrzeni, więcej złóż naturalnych, więcej wszystkiego, co należy do natury, a to z kolei przekłada się na pieniądze. Kiedy zestawimy ze sobą tę bardziej samolubną stronę ludzkiej natury oraz pełnych szacunku dla dzikiej przyrody głównych bohaterów serii, otrzymujemy książkę interesującą, jednak bardziej pouczającą, niż nastawioną na czystą rozrywkę. Tego obrazu dopełnia także wprowadzenie do historii elementów geologii, która skupiając się na Australii pozwala nam poznać ten kraj w większym stopniu niż dotychczas. Kiedy weźmiemy wszystko to pod uwagę, zauważymy, że „The Thousand Smiles of Nicholas Goring” napisane zostało w klimacie różniącym się od poprzednich tomów, ale równie przyjemnym do czytania.

Skoro podjęłam już temat natury, myślę, że warto zaznaczyć także, iż Julie Bozza kolejny raz ukazuje nam magię kryjącą się w pięknie świata i dzikiej przyrody. To bowiem ona stanowi prawdziwe tło rozgrywających się w tej trylogii wydarzeń. Wydaje mi się, że od samego początku nie chodziło o Australię samą w sobie, czy też o Anglię w przypadku drugiego tomu, ale o jej pierwotne, dzikie piękno. Co jednak najistotniejsze, tym razem w stopniu jeszcze większym niż poprzednio, przedstawiona przez autorkę natura wydaje się graniczyć ze światem nadprzyrodzonym. Po ukrytym przed ludźmi wodopoju, będącym domem dla nieznanego dotąd gatunku motyla oraz pełnym tajemnic kamiennym kręgu, przychodzi czas na to, aby wspomniany wodopój „otworzył się” nie tylko na wybrane jednostki, ale na ogół społeczeństwa. Cel wydaje się przyziemny i niemal zwyczajny, ale dojście do niego pełne jest starych aborygeńskich pieśni i wierzeń. Myślcie sobie, co chcecie, ale mi po zakończeniu lektury „The Thousand Smiles of Nicholas Goring” od razu nasunęło się pytanie, które powtarzałam sobie już od pierwszego tomu. A co jeśli pod tą powłoką zwyczajnej historii kryją się odrzucane przez współczesnych, racjonalnie myślących ludzi siły, w które wierzą aborygeni?

Wróćmy jednak na ziemię. Jako że „The Thousand Smiles of Nicholas Goring” to ostatnia część trylogii, jest raczej rzeczą oczywistą, że czytelnik oczekuje zamknięcia wątków, które do tej pory się tego nie doczekały. Autorka w pewnym stopniu rzeczywiście nam to oferuje, jednak mam wrażenie, że skupia się głównie na tych, które poruszyła w poprzednich tomach, jak choroba Nicholasa, przyszłość wodopoju, czy też przekazanie Davidowi pieśni nieżyjących już aborygenów, do których należała ziemia, na której mieści się wodopój. Jednocześnie bardziej po macoszemu potraktowane zdają się wątki, które znalazły swój początek dopiero w tym tomie. Wydaje mi się bowiem, że problem braku akceptacji ze strony Nicholasa orientacji seksualnej Robina zasługuje na konkretne, jednoznaczne zamknięcie. Może jestem przewrażliwiona, ale przepraszanie za dotychczasowe kłótnie nie jest dla mnie jednoznaczne z akceptacją orientacji drugiej osoby. Prawdę mówiąc chciałabym także dowiedzieć się ostatecznie całej prawdy na temat ciągnącego się za Davidem „pecha” oraz telefonów jakie odbierali bohaterowie. Wolę bowiem, kiedy autor zamykając serię stawia pewną kropkę na jej końcu, dzięki czemu moja wyobraźnia nie podsuwa mi niepokojących możliwości kontynuacji danej historii.


Podsumowując, „The Thousand Smiles of Nicholas Goring” to powieść, której centralny punkt stanowi dwójka głównych bohaterów, zaś poruszane tu tematy otaczają Davida i Nicholasa ciasnym kołem. Znalazło się tu miejsce między innymi dla problemu seksualności, akceptacji, rozwoju gospodarczego, miłości przyrody oraz tej międzyludzkiej, ślubnego „póki śmierć nas nie rozłączy” oraz wielu innych. Niezaprzeczalnie jest to książka poważniejsza od poprzednich tomów trylogii, ale nie mniej wyjątkowa. Na pewno warto ją przeczytać i wspólnie z naszymi ukochanymi bohaterami przeżyć tę ostatnią już przygodę.



Headcanon: Nicholas po operacji improwizuje z fryzurami, ale zawsze pozwala aby to David wybrał taką, która jemu odpowiada.

Fanfiction idea: Dla relaksu i poprawy zdrowia, David i Nicholas fundują sobie wakacje w centrum odnowy biologicznej.

AU idea: Nicholas pracuje dla WWF, zaś David jest trytonem. Kiedy David ratuje tonącego Nicholasa, ten odkrywa istnienie istot, które uważał za nieistniejące.


Julie Bozza

______________________________________

No comments:

Post a Comment