Tuesday, January 15, 2019

[47-PL] Recenzja: Made in Manhattan - Ana Newfolk

Ana Newfolk
Seria: Made in
Tom: 2/?
Wydawnictwo: samodzielnie wydane
Gatunek: romans MM
Długość: 62 000
Liczba stron: -

Czytane po: angielsku
Format egzemplarza recenzenckiego: mobi
Ocena:✮✮✮✮✮✰


Dwóch pełnych ciepła i miłości mężczyzn, dla których priorytetem jest pomaganie innym, dzielący ich dystans około 5428 km i nieporozumienia, które sprawiają, że ich zakochane serca cierpią bezustanne katusze.
Max mieszka i pracuje w Nowym Jorku, podczas gdy Isaac prowadzi centrum pomocy młodym osobom ze środowiska LGBTQ w Lizbonie. Mężczyźni poznali się i zakochali w sobie przed kilkoma miesiącami i chociaż wydaje się, że naprawdę niewiele brakowało aby ich miłość odnalazła swoje szczęśliwe zakończenie już wtedy, los miał dla nich inne plany i zamiast pomóc, postanowił rzucać im kłody pod nogi. Czy Max i Isaac zdołają pokonać wszystkie przeciwności losu i znajdą sposób by być razem?


Max i Isaac to bohaterowie, których czytelnicy mieli okazję poznać przy okazji opowiadania „Made in New York”, które przedstawiało ich pierwsze spotkanie oraz początek głębokiej, słodkiej miłości. Tym razem autorka miała jednak okazję rozwinąć nie tylko wątek ich uczuć, ale także odnieść się do ich przeszłości oraz życia teraźniejszego, dzięki czemu poruszyła tematy takie jak przemoc domowa, homofobia i bezdomność oraz kilka innych, równie istotnych. Co tu dużo mówić, obecność tych niezwykle poważnych i ważnych problemów w „Made in Manhattan” to bez wątpienia ogromna zaleta tej powieści. Ana Newfolk zwraca bowiem uwagę czytelników na fakt, jak ważna jest pomoc udzielana osobom, które znajdują się w trudnej sytuacji życiowej. Zaznaczmy jednak, że chociaż na pierwszy plan niewątpliwie wysuwają się tu osoby ze środowiska LGBTQ+, to jednak autorka nie ogranicza się tylko do nich. Tym samym daje nam wyraźnie do zrozumienia, że czyniąc coś dobrego, nie powinniśmy się ograniczać, ale wręcz przeciwnie, powinniśmy otwierać się na świat i ludzi, którzy potrzebują pomocy. 

Kolejnym plusem powieści jest dla mnie jej słodycz. Przyznaję wprawdzie, że czasami uświadczymy tu także odrobiny goryczy, na co wpływ mają chociażby przedstawione w tej historii poważne problemy, w tym także te miłosne, jednak całość książki prezentuje się po prostu rozkosznie. A przynajmniej w moim odczuciu tak właśnie jest, albowiem czytając „Made in Manhattan” wielokrotnie przychodziły mi na myśl określenia typu: „Jakież to słodkie!”, czy też „Jaki on jest rozkoszny!”. Nic więc dziwnego, że moim zdaniem powieść ta charakteryzuje się ogromną słodyczą. A dodam, że jestem wielką fanką cudownie rozkosznych historii, po przeczytaniu których krew zamienia się w płynny cukier. Ale spokojnie, w tym przypadku nam to nie grozi, chociaż nie sposób ukryć, że „Made in Manhattan” ma w sobie coś wyjątkowego, poprawiającego humor, uszczęśliwiającego czytelnika i po prostu słodkiego.

Muszę także zaznaczyć, że „Made in Manhattan” jest powieścią, która potrafi nas czasami zaskoczyć, co jest bezsprzecznie ogromną zaletą. Ma to miejsce przede wszystkim w drugiej połowie książki, dzięki czemu czytelnik choć domyśla się zakończenia, nie może powiedzieć, że przewidział wszystko. Poniekąd z tego też powodu czyta się tę historię z niegasnącym zainteresowaniem i prawdziwą przyjemnością. Niemniej jednak, przyznaję, że od czasu do czasu ma się wrażenie, że niektóre sytuacje są trochę zbyt wymyślne, czy też nazbyt „różowe”, gdyż w ogromnej mierze polegają na szczęśliwych zbiegach okoliczności, a przynajmniej ja tak to odbieram. Nie przeszkadza to w czytaniu i nie drażni, ale jest zauważalne, dlatego też postanowiłam o tym wspomnieć.

Na koniec chciałabym poruszyć temat związku dwójki głównych bohaterów. Z jednej strony znają się od pewnego czasu, z drugiej jednak należy zauważyć, że przez ten czas nie mieli okazji poznać się dogłębnie. Co więcej, nie sposób zaprzeczyć, że w tym wypadku mieliśmy do czynienia z miłością od pierwszego wejrzenia, która w „Made in Manhattan” jest po prostu umacniana i dodatkowo rozwijana. Choć podobna forma zakochania jest mi solą w oku, to nie mogę zaprzeczyć, że w tym wypadku ma ona w sobie coś baśniowego i uroczego, co naprawdę do mnie przemawia. Swoją powieścią Ana Newfolk przypomniała mi bowiem, że kiedyś i ja wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, póki real mi tego nie odebrał. Kto wie, może właśnie dlatego uważam tę powieść za tak słodką.


Podsumowując, „Made in Manhattan” jest powieścią, którą naprawdę warto przeczytać, aby naładować się pozytywną energią, zapomnieć na czas lektury o naszych zmartwieniach i zmotywować się do pomagania osobom, które tej pomocy mogą potrzebować. Co więcej, postaci Any Newfolk przypominają współczesnych bohaterów z prawdziwego życia, którzy walczą w słusznej sprawie i po swojej stronie mają miłość i przyjaźń. Krótko mówiąc, to naprawdę przyjemna książka, której przeczytania na pewno nie pożałujecie.



Headcanon: Max i Isaac przynajmniej raz w miesiącu wypróbowują jakąś nową, pomysłową zabawę erotyczną.

Fanfiction idea: Isaac postanawia uczcić pierwszą rocznicę ślubu sesją lekkiego BDSM z wiązaniem. Wkłada wiele wysiłku i pracy w odpowiednie związanie Maxa i przywiązanie go do łóżka. Już kończy, kiedy Max oświadcza, że musi skorzystać z toalety.

AU idea: Max jest prywatnym pielęgniarzem bogatego starszego pana, któremu towarzyszy podczas wakacyjnego rejsu. Tym samym statkiem podróżuje Isaac, opiekun wycieczki szkolnej. Niestety na samym środku oceanu statek się psuje. Kiedy jedno z dzieci ma atak paniki, Max spieszy z pomocą.


Ana Newfolk


______________________________________


No comments:

Post a Comment