Seria: Badlands
Tom: 1/?
Wydawnictwo: Darkwind Press
Gatunek: urban fantasy, romans paranormalny MM
Gatunek: urban fantasy, romans paranormalny MM
Liczba stron: 296
Czytane po: angielsku
Format egzemplarza recenzenckiego: pdf
Ocena:✮✮✮✮✮✮
Mogłoby się wydawać, że kiedy w Myrtle Beach giną obcokrajowcy przybyli do miasta za pracą, Vic D’Amato, przydzielony do sprawy nieustępliwy detektyw z wydziału zabójstw, będzie miał ręce pełne roboty. Problem w tym, że śledztwo utknęło w martwym punkcie do tego stopnia, że w akcje desperacji mężczyzna postanawia skorzystać z pomocy medium, choć dopuszczenie do siebie możliwości istnienia czegoś takiego jak magia wpakowało go przed kilkoma laty w poważne kłopoty. Teraz nie widzi jednak innego wyjścia, jak tylko dać szansę takiej niekonwencjonalnej metodzie poszukiwania przełomu w śledztwie. To właśnie dzięki temu – oraz potrzebie kofeiny – w życiu Vica pojawia się przystojny i uroczy Simon Kincaide, były wykładowca uniwersytecki, a na chwilę obecną posiadający zdolność rozmowy z duchami właściciel sklepu oferującego między innymi książki, świeczki, zioła, wycieczki śladami miejscowych duchów oraz seanse spirytystyczne. Kiedy ścieżki tych dwojga, należących do dwóch, zupełnie różnych światów, krzyżują się ze sobą, nic już nie może być takie jak dawniej. Wojna umysłu z sercem i ciałem zaczyna się na dobre, podobnie jak polowanie na zabójcę znanego jako Strand Slitter.
Już na wstępie muszę przyznać, że jeszcze przed rozpoczęciem lektury miałam ogromne oczekiwania względem „Badlands”. Niecierpliwie wyczekiwałam tej powieści, jako że już sam jej opis przedstawiał ją jako ucieleśnienie moich ulubionych elementów oraz większych i mniejszych słabostek. Bardzo szybko przekonałam się jednak, że to co otrzymałam przerosło moje wyobrażenia. Ten tytuł jest po prostu perfekcyjny. Przede wszystkim jest to prawdziwe, pełnoprawne urban fantasy, jako że wątek paranormalny nie tylko stanowi esencję książki, ale także wypełnia świat przedstawiony niczym powietrze, którym oddychają bohaterowie. W końcu to, że ktoś nie wierzy w magię, nie znaczy, że jej nie ma, że ludzie się nią nie posługują, nie posiadają wyjątkowych talentów. Co więcej, do tej kuszącej słodyczy urban fantasy autorka dodała emocjonującej pikanterii kryminału obracającego się wokół sprawy seryjnego mordercy i w ten właśnie sposób wspięła się na wyżyny gatunku. „Badlands” może pochwalić się także naprawdę interesującą i konkretną fabułą, która splata ze sobą elementy paranormalne, kryminalne oraz romantyczne w dobrze wyważonych proporcjach. Wszystko to sprawia, że powieść trzyma w napięciu do samego końca, dzięki czemu naprawdę nie sposób się od niej oderwać.
Kolejną niewątpliwą zaletą powieści są, naturalnie, wspaniali główni bohaterowie, którzy już od pierwszych stron szturmem zdobywają nasze serca. Stworzeni od A do Z, jak przystało na Morgan Brice, są nie tylko silnie osadzeni w teraźniejszości, ale także mają mocno zarysowaną przeszłość oraz możliwość budowania swojej przyszłości. Ponadto charakteryzują się zarówno wyraźnie nakreślonym wyglądem fizycznym, konkretnymi cechami charakteru, jak również naznaczoną przez przeszłość psychiką. Dodam, że osobiście od razu zakochałam się w cudownym połączeniu jakie stanowią wykształcony, ułożony, spokojny z natury nerd oraz seksowny, z zewnątrz silny i twardy, ale w środku ciepły i kochający gliniarz. Bogowie moi, ta para to prawdziwe cudo! Równie dobrze zbudowani, charakterystyczni i łatwi do pokochania są bohaterowie poboczni, których po prostu chce się mieć za przyjaciół w realnym życiu. Poznajemy ich krok po kroku, spotkanie po spotkaniu i po prostu uwielbiamy ich z każdą chwilą coraz bardziej. Od razu widać, że autorka poświęciła im wiele czasu i postarała się, aby nie tylko wzbudzali naszą sympatię, ale także, aby byli opoką i pomocą dla naszych głównych bohaterów.
W „Badlands” wisienką na torcie jest przedstawienie środowiska magicznego. Bardzo przypadł mi do gustu fakt, że Simon nie jest rodzynkiem z parapsychologicznymi umiejętnościami, ale w Myrtle Beach stanowi element większej całości, z czego zdaje sobie sprawę. Podoba mi się to, że utrzymuje dosyć bliskie kontakty z osobami zarówno o mocy większej, jak i słabszej niż jego własna, spotyka się z nimi, jak również ma świadomość, że otaczają go ludzie, o których parapsychicznych zdolnościach nawet nie ma pojęcia. Jasne, bycie samotnym wilkiem nie jest złe, ale jednak ta świadomość przynależności do jakiejś społeczności posiada nieodparty czar, który odczuwa nawet czytelnik. Co więcej, nadaje to nowego wymiaru także samemu miastu, które okazuje się posiadać swoją drugą, magiczną twarz, a w końcu właśnie o to chodzi w urban fantasy.
Czuję, że powinnam napisać kilka słów także na temat związku Simona i Vica, jako że aż się o to proszą. Tym, co od razu rzuca się w oczy podczas lektury jest tempo, w jakim tych dwoje zbliża się do siebie – powoli, naturalnie, krok po kroku. Ponadto ich związek budowany jest inteligentnie i z głową, ponieważ nawet, kiedy przełamują już pierwsze lody i nie mogą zaprzeczyć wzajemnemu przyciąganiu, starają się zrozumieć siebie i swoje uczucia, zamiast rzucić się w wir namiętnej przygody. A warto dodać, że seksualne napięcie między tą dwójką jest tak silne, że niemal sami odczuwamy je na własnej skórze. Podczas początkowych scen, kiedy to Simon i Vic kłócą się i nie mogą dogadać, czytelnik ma ochotę zaśpiewać „Kiss the Girl” jak krab Sebastian z „Małej Syrenki”. Naprawdę! I nie można się temu dziwić, ponieważ ta para jest tak gorąca, że chciałoby się przeczytać trochę więcej scen łóżkowych z ich udziałem. Powiedzieć, że są perfekcyjni to za mało. Ja całkowicie oszalałam na ich punkcie.
Na koniec kolejna ogromna zaleta „Badlands”, czyli emocje, jakie powieść wywołuje w czytelniku, a wierzcie mi, jest ich masa. Naszą przygodę w Myrtle Beach zaczynamy bowiem z wielkimi uśmiechami na twarzach i od ogólnego rozbawienia za sprawą flirtu Vica i Simona. Nawet już po przeczytaniu książki samo wspomnienie tych scen wywołuje w czytelniku napady wesołości. Później przechodzimy do skierowanej w stronę bohaterów frustracji i żalu, kiedy zaczynają się kłócić. Miejscami mamy ochotę nimi potrząsnąć, ponieważ serce nam się kraje, gdy drą ze sobą koty. Jednocześnie odczuwamy ich napięcie wywołane przez silne wzajemne przyciąganie. W miarę jak fabuła posuwa się do przodu, nadal nie potrafimy ukryć naszych emocji wywołanych czytaną lekturą. Czujemy wyraźną niepewność związaną z tym, co może się wydarzyć i co jeszcze czeka na głównych bohaterów, boimy się o nich i ich związek, złościmy się, kiedy robią coś głupiego i cieszymy jak dzieci, kiedy im się układa. Jednym słowem, tę książkę nie tylko się czyta, ale także się ją czuje!
Podsumowując, „Badlands” to prawdziwe cudeńko, istny skarb. Interesująca i sprawnie prowadzona fabuła, magia i zbrodnia, wielowymiarowi bohaterowie, których się po prostu kocha oraz miasto, które chciałoby się odwiedzić. Prawdziwe mistrzostwo. Jednym słowem, chcę więcej! Dużo, dużo więcej! Straciłam głowę dla tej powieści i uważam, że mogłaby się nigdy nie kończyć.
Headcanon: Vic i Simon bardzo często bawią się w „policjanta i przestępcę” wykorzystując przy tym kajdanki Vica.
AU idea: Simon to szaman magicznego plemienia, na którego terytorium najechała rasa, do której należy Vic będący łowcą czarowników.
______________________________________
No comments:
Post a Comment